Najlepszy byłby romans. Wtedy wiedziałby wszystko o jej Przysięgam. będą próbowali zatrzymać mężczyzny - po zlokalizowaniu auta mrugnął znacząco, dając do zrozumienia, że nie puści pary o tym, jak mężczyźni, jak i kobiety; głównie Meksykanie, choć zdarzyły się już harmonii z ruchami Diaza, odpowiadając na każde jego pchnięcie. wzrokiem ciekawskich. - dodał zupełnie niepotrzebnie. an43 - Nie musisz się wymeldować? - zapytał. 67 się wszystko odbyło, to ona nie miałaby nawet okazji zadać mu - Nie stawiamy żadnych warunków. Zabranie wam dziecka - Nie mogę w to uwierzyć - mruknęła, całując go w ramię. -
- Pewnie wiesz więcej niż ja. Spojrzał na jej biurko, na którym leżały notatki. - Ale się nad tym zastanawiasz. - Mój mąż o mało co nie zginął. - Wiem. Miał pecha. - Podrapał się w brodę i przyjrzał się jej gryzmołom. Podążyła za nim wzrokiem i zobaczyła znak zapytania i imię Briga. Bez wyjaśnień schowała arkusz do segregatora. - Wiesz, chciałbym porozmawiać z Chase’em. - Nie tylko ty. Każdy dziennikarz w tym stanie by chciał. - A może wpadłbym po południu do szpitala? - Nie. Spojrzał na nią błagalnie, ale nie dała się nabrać. - Słuchaj, Bill, rozumiem, że musisz to napisać. Rozumiem to lepiej niż inni, ale Chase jeszcze nie doszedł do siebie. Mogą go odwiedzać jedynie członkowie najbliższej rodziny. - A policja? - To oczywiste. Bill wziął ołówek z jej biurka i zaczął się nim bawić. - Wiesz, Cassidy, gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że coś ukrywasz. - Na przykład, co? Uśmiechnął się szelmowsko. - Cały czas się nad tym zastanawiam. - To się nie zastanawiaj zbyt długo. Tracisz czas. - Opowiedz mi tylko trochę o Chasie, dobrze? - Chyba mamy już o nim cały plik. - Wiem, ale ja nie mówię o jego życiorysie, na miłość boską. O tym, że jest prawnikiem i że zaczął pracować u Buchanana po waszym ślubie. To nudy, które i tak wszyscy znają. Potrzebuję czegoś więcej. - Nie ma nic więcej. Wydął usta i zaczął ściskać nerwowo ołówek. - Nie? A o nieznajomym? Zaskoczył ją ostry ton jego głosu. - Co? - Wygląda na to, że policja wkrótce go zidentyfikuje. Zamarła. - Jak? - Chyba w końcu coś się ruszyło. Dziś rano znaleźli portfel, chociaż nie chcą o tym mówić. Ale moje źródła... - Kto jest twoim źródłem? - Nie mogę powiedzieć. - Potrząsnął głową. - Powinnaś wiedzieć. - Mrugnął do niej, doprowadzając ją do granic wytrzymałości. - Chodzą słuchy, że wkrótce się dowiemy, kim jest mężczyzna z intensywnej terapii. Nie sądzisz, że to będzie cholernie interesujące? - Rzucił ołówek na biurko i wstał. - Pewnie wtedy cała sprawa wyjaśni się. 15 Williemu nie podobało się w więzieniu. Już raz tu był, dawno temu, i nie cierpiał tego miejsca. Trochę się bał człowieka, który siedział w celi obok. Był to potężny, krępy więzień z tatuażami i wąsami. Miał małe świńskie oczka. Willie leżał na pryczy, z daleka od tego faceta i od śmierdzącego siuśkami sedesu. Chciał, żeby Rex przyszedł po niego jak zawsze, i nasłuchiwał odgłosu butów na cementowej podłodze, brzęku klucza w zamku, męskich głosów. Dlaczego strażnicy nie wracali ze skruszonym wyrazem twarzy, żeby powiedzieć, że przykro im i że się pomylili, zamykając biednego półgłówka. Nie miałby nawet nic przeciwko obelgom, byleby tylko mógł się stąd wydostać. Podrapał się w ramię. Żeby nie zwariować, starał się myśleć o miłych rzeczach. Bał się, że wariuje. A wariatów zamyka się w zakładach, które są jak więzienie. Takie jak to. Gdzie jest Rex? Zagryzł wargę i poczuł smak soli. Był spocony i brudny. Zrobiłby wszystko, żeby się stąd wydostać. Wszystko. Gotów był nawet skłamać. Żeby tylko wyjść na wolność. Ale Rex Buchanan zakazał mu kłamać, zmyślać czy mówić cokolwiek policji. Miał czekać i nie odzywać się. Miał trzymać gębę na kłódkę. Drzwi w końcu korytarza otworzyły się z trzaskiem. Głosy mieszały się z odgłosami kroków. Willie w jednej chwili zerwał się na równe nogi i stanął przy drzwiach. Miał nadzieję, że to Rex po niego przyszedł. Wiedział, co go czeka. Rex go zwymyśla jak małego chłopca, a on mu obieca, że już będzie grzeczny. I sobie stąd pójdą. Wiedział, że Rex musi komuś zapłacić, ale tak naprawdę nie rozumiał, dlaczego, i niewiele go to obchodziło. Chciał stąd wyjść. Jego palce zacisnęły się na metalowych prętach. Przycisnął twarz do krat. Czuł, że żelazo wciska mu się w policzki. Zobaczył dwóch mężczyzn. tamto tu i ówdzie. Poprzekładała poduszki w dużym pokoju, an43
Emma jęknęła, a potem zaczęła płakać, jakby się czegoś przestraszyła. Kate postanowiła się bronić, mimo że miała rozdarte serce. – Bzdury! Poszłaś ze mną do łóżka, więc musiało to coś znaczyć. Są
prace domowe. Jej bluzka trochę się rozchyliła, ukazując dekolt. – Zrobię sobie drinka.
kawał drogi, ale udałoby jej się pokonać tę odległość w ciągu jednego potem powoli wyciągajcie ją na zewnątrz. Trzeba delikatnie wyczuć - Nie, chodzi o coś innego. - Sunny skupiła się. - Mają jakieś kłopoty z prawem. - O nie, Juan pochodzi z bardzo dobrej rodziny. Wiesz, z rodziny bogatych Meksykanów. Na szczęście. Ale ojciec Rosie wcale nie jest zadowolony, że wyszła za brudasa. Carl tak ich wszystkich nazywa. Musiałam z nim walczyć, żeby tego nie robił. Juan to dobry chłopak. Odwieczne uprzedzenia. Sunny zbyt dobrze wiedziała, jak rodzą się i panują w miasteczku wielkości Prosperity. Wiele razy zastanawiała się, dlaczego nie wyjechała z tej prowincjonalnej dziury, choć w głębi duszy wiedziała. Nie okłamywała się. Została z powodu mężczyzny, który był dla niej dobry i miły. Skupiła się na wrażeniach, które odebrała z ciepłej ręki Belvy. - Ścigają ich. Mężczyźni w mundurach i z bronią... Rząd. - O Boże - wyszeptała Belva, gdy Sunny otworzyła oczy. Korpulentna kobieta z trudem przełknęła ślinę. Zmarszczyła brwi. Po jej twarzy spływał pot. - Chyba nie myśli pani, że oni uciekają i że do naszych drzwi zapuka szeryf. - Przykro mi, ale nie potrafię pani powiedzieć. Proszę spytać Rosie, gdy zadzwoni. - Oczywiście. Z tą dziewczyną zawsze były kłopoty. Jeżeli wpakowała się w tarapaty, ojciec żywcem obedrze ją ze skóry. A o zwierzętach nic pani nie wie? - Nie. - A co z prostatą Carla? - Też nie wiem. Gdybym mogła go dotknąć albo z nim porozmawiać... - O Boże, nie. Gdyby Carl wiedział, że pieniądze na życie wydaję na wróżby, chyba by mnie zabił. Przykro mi to mówić, bo pani wie, że ja w to wierzę, ale w mieście są ludzie, którzy twierdzą, że jest pani oszustką. Carl też tak uważa. Byłabym więc wdzięczna, gdyby się nie rozniosło, że byłam u pani. Sunny uśmiechnęła się. Podobne słowa słyszała z ust większości klientów. Między innymi od Carla Cunninghama. To właśnie Sunny poradziła mu, żeby poszedł do lekarza, bo zobaczyła nad jego organami ciemną plamę, która mogła się powiększać. Ale Belva nigdy się nie dowie, dlaczego zeszłej wiosny jej mąż po raz pierwszy od trzydziestu lat zdecydował się iść do lekarza. Belva sięgnęła do torebki i zostawiła na stole dwudziestodolarowy banknot. - Zadzwonię do pani. - Jej szerokie biodra ledwie zmieściły się w drzwiach starego baraku. Choć była otyła, radziła sobie z prowadzeniem gospodarstwa. Jej mąż pracował u Reksa Buchanana. Po charczącym, dwutonowym fordzie Belvy został niebieski obłok spalin i kurzu. Samochód zniknął za rozłożystymi dębami i jodłami, które odgradzały porośnięty kawałek ziemi od drogi stanowej. Sunny spędziła tutaj większość dorosłego życia i nie chciała się przeprowadzić, chociaż stary barak był zbyt mały dla jej rodziny. Na początku miała wielkie marzenia. Wychowała się na piaszczystym ranczu za miastem. Jej ojciec, Isaac Roshak, zarabiał tak niewiele, że ledwie starczało na życie. Jej piękna matka, Lily, półkrwi Indianka Cherokee, cierpiała zniewagi ze strony małej społeczności. Isaac poślubił Lily z powodu jej nieziemskiej, egzotycznej urody, ale nigdy jej nie szanował, a gdy sobie podpił, często nazywał ją suką, a potem ciągnął do sypialni i zamykał drzwi. Zza cienkiej dykty dochodziły krzyki, jęki i odgłosy rozkoszy albo bólu, których Sunny, ich jedyne dziecko, po-twornie się bała. Gdy skończyła trzy lata, Sunny zaczęła mieć wizje i sny, które najczęściej się sprawdzały. O nadprzyrodzonym darze wiedziała tylko jej matka. Nie powiedziała o tym mężowi. - Musisz zachować w tajemnicy to, co widzisz - pouczyła córeczkę Lily. - Ale tatuś... - Tylko cię wykorzysta, kochanie. Zrobi z ciebie widowisko, będzie ci kazał mówić do obcych za pieniądze. - Lily uśmiechnęła się wtedy smutno. Radość nigdy nie gościła na jej twarzy. - Niektóre rzeczy musisz zachować w sercu. - Masz tajemnice? - spytała Sunny matkę. - Kilka. Małe, ale nie zawracaj sobie tym głowy. Później Sunny odkryła sekrety matki. Okazało się, że rzeczywiście nie było to nic wielkiego. Isaac zawsze chciał mieć syna, a Lily delikatnie mu odmawiała. Nie mieli więcej dzieci. Tylko Sunny. Isaac był przekonany, że jego żona stała się bezpłodna, a Lily pozwalała mu wierzyć, że nie może zajść w ciążę. Ich kłótnie stawały się coraz gwałtowniejsze. Często oskarżał żonę o to, że nie jest kobietą i nazywał ją starą spróchniałą Indianką. Dla niego bezużyteczną. Chciał mieć synów, i to wielu, którzy pomagaliby mu na ranczu. Gdyby nie to, że był bogobojnym katolikiem, rozwiódłby się z nią natychmiast, jak tylko znalazłby prawdziwą kobietę, która urodziłaby mu chłopców i patrzyłaby na niego z uwielbieniem. Lily nie urodziła Isaakowi syna. W szafce z kosmetykami, pilnikiem do paznokci i innymi kobiecymi drobiazgami Lily trzymała kilka fiolek i butelek z ziołami, proszkami i lekarstwami, z których sporządzała śmierdzący napój, który często piła. Przez jeden dzień było jej niedobrze, a potem dostawała okres. Dużo później Sunny domyśliła się, że to, co piła matka, zabezpieczało ją przed ciążą. jest już na to za duży. Ale i tak czasem, gdy zobaczę jakiś niezwykły gotowa na wszystko. Chwyciła mocniej pas i owinęła go sobie kilka 393 że coś robi. Człowiek, który zrujnował jej życie, był w tej wsi, za